Absolwenci wyższych studiów wcale nie poszukiwani
Są magistrami, inżynierami. Znają języki obce, mogliby być prezesami, dyrektorami, a idą na kursy dla spawaczy, operatorów dźwigów. Chcą pracować i godziwie zarabiać.Grzegorz Dąbrowski mieszka pod Inowrocławiem. Dwa lata temu został inżynierem. Na bydgoskiej Akademii Techniczno-Rolniczej studiował marketing i zarządzanie. Szukał pracy dla inżyniera, ale nikt nie chciał człowieka bez doświadczenia. Został więc sprzedawcą. - Zarabiałem kiepsko, dostawałem najniższą krajową - opowiada. Od znajomych dowiedział się, że inowrocławska Fundacja Ekspert-Kujawy organizuje kursy dla spawaczy. Zdecydował się bez wahania, bo słyszał, że za pracę z elektrodą dobrze płacą.
Bartłomiej Buczkowski kurs dla spawacza ma już za sobą. Jest studentem Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy. Też wybrał marketing i zarządzanie, ale obawia się, że z tego chleba nie będzie. Prowadzi gospodarstwo rolne, ale przypuszcza, że ono także nie stanie się jego głównym źródłem dochodów. Zarobi jako spawacz.
Pedagog z elektrodą
- Spawacze po studiach przestają być rzadkością - twierdzi Danuta Kucik, pracownik działu kadr w bydgoskiej firmie Makrum. - Do naszego zakładu zgłaszają się najczęściej osoby z wyższym wykształceniem pedagogicznym. Nie mogą znaleźć dobrze płatnej pracy w swoim zawodzie, więc idą na kursy dla spawaczy, a potem starają się zdobyć praktykę. Niektórzy się sprawdzają, a jak dobrze pracują, mogą sporo zarobić.W Kujawsko-Pomorskiem wynagrodzenia są bardzo zróżnicowane, za godzinę pracy spawacza płacą od 6 do 14 zł - najwięcej za nadgodziny. - Miesięcznie nawet cztery tysiące złotych można ze spawarką wyciągnąć - twierdzi jeden z robotników. - Jeszcze więcej mogą zarobić operatorzy żurawi. Od dwóch do pięciu tysięcy na rękę. Jeszcze więcej na budowach prowadzonych w Warszawie, albo poza Polską.
Nic więc dziwnego, że magistrowie zgłaszający się do bydgoskiego Ośrodka Doskonalenia Zawodowego "Kursal" chętnie wybierają nie tylko kursy dla spawaczy ale także te dla operatorów żurawi i innych maszyn budowlanych (np. koparek). Część z nich zalicza je tylko po to, żeby łatwiej znaleźć pracę za granicą. Tomek Wiśniewski spod Torunia twierdzi, że tylko po to wrócił z Irlandii do Polski, "by zdobyć normalny fach". - Jestem ekonomistą, podyplomowo ukończyłem ochronę środowiska, znam biegle angielski i hiszpański, a w Irlandii przegrywam z chłopakami po zawodówkach - przyznaje. - Może jak skończę kurs dla koparkowych, zarobię więcej niż w irlandzkim pubie.
Dyplom tylko utrudnia
Na ogłoszenia prasowe przedstawiciela pewnej
niemieckiej firmy budowlanej, która szuka piaskarzy, malarzy
antykorozyjnych i natryskowych, także odpowiedziały osoby z wyższym
wykształceniem. - Nie mają szans - twierdzi osoba zajmująca się
naborem. - Potrzebni są ludzie z doświadczeniem, odpowiednimi
predyspozycjami.
- Ja to bym się bał przyjąć magistra - przyznał
szef firmy budowlanej, która poszukuje operatorów żurawi samochodowych.
- Taki na przykład humanista, co nie potrafi w domu żarówki wkręcić,
nawet po kursie może maszynę zniszczyć. A ona tania nie jest. Nad
inżynierem to bym się jednak zastanowił.
- Jeszcze dziesięć lat
temu pracodawcy szukali ludzi z wyższym wykształceniem, kierunek
studiów nie był wówczas taki istotny - uważa Mirosław Kaczmarek,
wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Toruniu. - Dziś uczelni jest
o wiele więcej, ludzi po studiach też, dlatego niektórzy z nich muszą
pomyśleć o zmianie zawodu.
Ograniczają nabór na zarządzanie
W Kujawsko-Pomorskiem największe problemy ze
znalezieniem pracy mają absolwenci marketingu i zarządzania,
bankowości, albo pedagogiki.
- Dwa lata temu ministerstwo edukacji
przeprowadziło analizę, z której wynika, że na rynku jest tylu
specjalistów od marketingu i zarządzania, że wystarczy ich na 25 lat -
mówi Franciszek Bromberek, rzecznik Uniwersytetu
Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy. - Dlatego ograniczyliśmy
nabór na ten kierunek. Nie wszystkie uczelnie tak postąpiły, bo
kształcenie specjalistów od marketingu i zarządzania jest proste i
tanie. Mam żal do tych, którzy namawiają młodych ludzi do studiowania
na kierunkach, po których nie można znaleźć pracy.
Coraz więcej
magistrów odkrywa, że studia nie ułatwiły im kariery zawodowej. Czy z
tego powodu uczelnie mogą stracić żaków? - Nie sądzę, bo wielu naszych
absolwentów: inżynierów - mechaników, budowlańców, specjalistów od
telekomunikacji, jest bardzo poszukiwanych na rynku pracy - dodaje
Bromberek. - Nawet tym, którzy nie mogą znaleźć pracy w swoim zawodzie
studia jednak coś dały, bo potrafią oni myśleć, analizować i szukać
innego zajęcia. A tego, że młodzież zamiast na studia pójdzie do szkół
zawodowych, też bym się obawiał. Nie ma aż tylu zawodówek.
Źródło: Gazeta Pomorska
Podobne artykuły
-
Trudna sytuacja maturzystów. Zagraniczne uczelnie wychodzą im naprzeciw
Tegoroczni maturzyści są w jeszcze trudniejszej sytuacji niż ubiegłoroczni. Mają za sobą o wiele dłuższy okres nauki zdalnej. Wiele osób obawia...
-
Co studiują Polacy na Wyspach?
Polacy studiują w Wielkiej Brytanii biznes i zarządzanie, ale chętnie podejmują też kierunki medyczne, techniczne i artystyczne. Eksperci Elab Educati...
-
Ostatni rok pożyczka studencka w Wielkiej Brytanii
Ruszyła dodatkowa rekrutacja na studia w Wielkiej Brytanii. W ramach tzw. clearingu o studia na Wyspach mogą się starać osoby, które nie zdążył...
-
Jak zostać dobrym studentem - wciśnij start!
Studia = przyswajanie suchej teorii. Właśnie takie spojrzenie na ten wyjątkowy czas w życiu młodych ludzi potrafi skutecznie stłumić drzemiący w nich...